Adrianna
Zeszłam z ostatniego schodka w autobusie na nurzający się w
jesiennych liściach chodnik, który wydawał się być jakby wielokolorowym
dywanem. Wiatr dodatkowo rozdmuchiwał je na wszystkie strony, poburzając
jednocześnie moje włosy, które nie przypominały już niczego dobrego. Mimo tej
jesiennej aury, chłodnego powietrza i zimna, które zaczynało mi doskwierać, dobry
humor mnie nie opuszczał, czego wyrazem był uśmiech widniejący na mojej twarzy.
Machinalnie naciągnęłam na zmarznięte dłonie rękawy, czarnej bluzy, którą
miałam na sobie. Pachniała nim. Miał naprawdę mocne perfumy. Jego zapach pewnie już dawno przeszedł na
moje ubrania, ale nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie.
Swoje kroki powoli kierowałam w stronę równolegle położonych
uliczek, które znajdowały się jakieś pięć minut drogi od przystanku. Moja
codzienna droga ze szkoły. Na samą myśl odechciało mi się jutrzejszego dnia.
Sytuację pogarszał fakt, że jutro znajdę się na celowniku całej szkoły. Dosłownie
calutkiej.
Westchnęłam zrezygnowana, z ulgą skręcając w jedną z
uliczek, na której znajdował się mój dom. Po minięciu kilkunastu budynków przekroczyłam
otwartą bramę swojego domostwa. Na podjeździe stał samochód taty, który
wyminęłam. Chyba był na myjce. Ruszyłam w stronę drzwi wejściowych, po chwili
je otwierając i przekraczając próg domu.
- Wróciłaaam! – rzuciłam podniesionym tonem jednocześnie
głaszcząc po łbie Marley’a, który właśnie na mnie skoczył merdając ogonem.
Po chwili zdjęłam
buty, odkładając je gdzieś na bok i ruszyłam w stronę salonu, gdzie słyszałam
grający telewizor. Z tego co moje uszy zdołały wychwycić leciały jakieś wiadomości.
Stanęłam w progu patrząc na mojego tatę siedzącego na kanapie. W zasadzie to
był w pozycji półleżącej, z okularami na nosie czytając książkę. Można go było
zobaczyć w takiej sytuacji niezwykle często. Zwłaszcza w niedzielne wieczory. Przechyliłam
nieco głowę odczytując tytuł opasłej księgi, którą trzymał w rękach. Prawo cywilne.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Znał to wszystko na pamięć i potrafił wyrecytować o
każdej porze dnia i nocy, a mimo to nadal to czytał. Odbiłam się ramieniem od
drewnianej framugi i skierowałam się w stronę mojego ojczulka, który na mój
widok obniżył lekturę i spojrzał na mnie z nad okularów.
- Co tam córciu? – zagadnął, a jego usta rozciągnęły się w
leniwym uśmiechu. Zawsze zadaje to samo pytanie. Zawsze.
- A nic – mruknęłam również obdarzając go uśmiechem,
usadawiając jednocześnie swój tyłek gdzieś w okolicach jego stóp – Gdzie mama?
- Poszła wstawić pranie.
- A Luke?
- Gdzieś się szwenda. Jak to on – wzruszył ramionami nadal
patrząc na mnie tym swoim ojcowskim wzrokiem – Nigdy nie mówi gdzie idzie, z
kim, o której będzie.
- Jest w sumie dorosły – mruknęłam podciągając nogi na
kanapę. Dobrze wiedziałam gdzie jest, z kim i co robi. Kiedyś odbije mu się to
czkawką.
- Dorosły czy nie,
nadal jest naszym synem i nadal mieszka z nami pod jednym dachem, więc jakiś
zasad musi przestrzegać – odpowiedział tym swoim spokojnym tonem. To były plusy
jego profesji. Zawsze używał wyważonego, stonowanego tonu. Praktycznie nigdy
nie podnosił głosu. Mama.. Mama robi to za ich dwoje. Tata to chodzący spokój.
- Mógłby przynajmniej poinformować, o której mniej więcej
wróci, żeby matka się nie denerwowała – kontynuował mój tata.
- Przynajmniej mamy równowagę w rodzinie. Luke to ten zły,
buntownik, a ja to ta dobra, ułożona córeczka, z którą nie ma problemów –
zaśmiałam się, a on odpowiedział mi tym samym.
- Będziesz miała problemy, jak mama zobaczy to co masz na
szyi – powiedział po chwili przechylając nieco głowę na bok.
Spojrzałam na niego z wyraźną konsternacją, marszcząc lekko
czoło. Mimowolnie powiodłam dłonią w miejsce, gdzie widniała pamiątka po
obecności Harry’ego.
- Tato, to nie jest..
- Ade, żeby była jasność. Ja tego nie pochwalam, ale myślę,
że mama tego nie pochwala jeszcze bardziej – powiedział unosząc jedną brew –
Przykryj to jakoś. Macie te swoje kosmetyki, jakieś mazidła.
- Okej.. Przepraszam i dziękuję – posłałam w jego stronę
lekki uśmiech, klepiąc dłonią w jego kolano.
- Ehh córciu.. Bo my z matką młodzi nigdy nie byliśmy –
zaśmiał się kręcąc nieznacznie głową. Nawet nie chce wiedzieć jakie wspomnienia
właśnie przywołał. Matko.
- Ooo, Ade. Jesteś już – do naszych uszu dobiegł dźwięk
głosu mamy, która właśnie weszła do salonu z kupką, równo ułożonych, ciemnych
ubrań – Położyłam ci twoje na łóżku – powiedziała unosząc ową kupkę nieco w górę.
- Okej, dzięki – mruknęłam i posłałam jej uśmiech podnosząc
się z mięciutkiej, wygodnej kanapy, kierując swoje kroki w stronę schodów – Idę
do siebie.
- Nie siedź za długo. Przypominam, że jutro szkoła -
przypomniała mi moja rodzicielka. Jakbym, kurde, nie wiedziała.
*
Poruszałam rytmicznie zieloną szczoteczką do zębów patrząc
jednocześnie na swoje odbicie w łazienkowym lustrze. Patrzyłam i zastanawiałam
się nad tym, czemu zawdzięczam to, że Harry zwrócił na mnie uwagę. Dla mnie
było to niepojęte. Otacza się przecież wieloma pięknymi kobietami, modelkami,
aktorkami i innymi gwiazdkami. Nie rozumiałam tego. Mam wady. Mam kompleksy. To
nie jest tak, że uważam się za jakieś paskudztwo, ale moja samoocena również za
wysoka nie jest. Muszę przyznać jednak, że przez wszystkie wydarzenia związane
z Harrym i to w jakim punkcie teraz jesteśmy nieco ją podniosło. Odrobinę.
Do rzeczywistości przywołał mnie sygnał przychodzącej
wiadomości, który wydobył się z mojego telefonu leżącego na szafce obok
umywalki. Co tylko uświadomiło mi, że jutro czeka mnie śmierć z rąk Amy.
Cholera.. Miałam do niej zadzwonić. Odblokowałam telefon jedną ręką i
wyświetliłam wiadomość.
Od: Harry
Śpisz już? x
Moje wargi natychmiast rozciągnęły się w uśmiechu, co
poskutkowało ubrudzeniem sobie koszulki pianą kapiącą ze szczotki, znajdującej
się między moimi zębami.
Do: Harry
Tak x
Po odłożeniu telefonu, opłukałam buzię i przemyłam twarz
jeszcze letnią wodą, następnie wytarłam mokrą skórę jasnym ręcznikiem wiszącym
na haczyku tuż obok. Zmyłam pozostałości pasty z koszulki, na której i tak
pewnie będzie widoczna plama. Ale ze mnie fleja.
Ruszyłam w stronę swojego pokoju, gasząc wcześniej światło w
łazience i obracając telefon w dłoni. W momencie wchodzenia do pokoju poczułam
wibracje w lewej ręce i ciche nuty mojego dzwonka, stłumionego przez mój
szczelny uścisk. Spojrzałam na wyświetlacz i kolejny raz dzisiejszego dnia,
mimowolnie delikatnie uniosłam kąciki ust w uśmiechu.
- Słucham?
- Czemu jeszcze nie śpisz? – usłyszałam niski, lekko zachrypnięty
głos Harry’ego – Jest po dwudziestej trzeciej.
- Mogłabym cię spytać o to samo – zauważyłam jednocześnie
odrzucając kołdrę i ładując się na łóżko.
- Ja nie muszę wstawać jutro rano do szkoły – odpowiedział i
dam sobie rękę uciąć, że usłyszałam w jego głosie rozbawienie. To się nazywa
współczucie. Zgiń.
- Oddałabym wszystko byleby nie iść tam jutro – mruknęłam
wchodząc pod kołdrę i szczelnie się nią opatulając.
- Z mojego powodu? - usłyszałam w momencie mojego
przekręcania się na bok.
Zamilkłam nie wiedząc co odpowiedzieć. Prawda jest taka, że
w przeważającym stopniu było to spowodowane całą tą sytuacją. Bałam się jak
ludzie na to zareagują. Bałam się ich spojrzeń, ich obgadywania. Bałam się
bycia na ich celowniku.
- To z mojego powodu, prawda? – chłopak ponowił swoje
pytanie, a ja wciąż uparcie milczałam.
- To nie jest do końca tak.. – mruknęłam w końcu po
przedłużającej się i ciążącej nam już ciszy. Przyłapałam się na zupełnie
nieświadomym skubaniu dolnego rogu poszewki na poduszkę. Cholera no, dlaczego
to jest takie przytłaczające. – Ja się po prostu stresuję jutrzejszym dniem.
- Ade.. – powiedział to tak łagodnym tonem, tak spokojnym,
że mało brakowało abym się rozpłynęła – Nie ma czym się stresować.
- Nie no w ogóle. Tylko jestem na zdjęciach, na których mnie
obejmujesz. Nic takiego. Dziewczyny mnie najwyżej zabiją, ale co tam.. Nie ma się
czym przejmować.. – zaśmiałam się nerwowo.
- W ewentualnym zagrożeniu twojego życia możesz przekupić je
autografami ode mnie – chłopak odpowiedział wesoło.
- To chyba dobra oferta – stwierdziłam, po chwili tłumiąc
ziewnięcie.
- Powiedziałbym, że wręcz najlepsza – Harry za wysokie ego
Styles.
- Twoja skromność zawsze mi imponowała.
- Skromność to moje drugie imię.
Nie mogąc się powstrzymać zaśmiałam się kręcąc głową.
- Masz piękny śmiech – do mych uszu dobiegło to niskie,
ochrypłe mruknięcie.
- I piękne sińce pod oczami, jak się nie wyśpię –
odpowiedziałam czując, że mimo, iż dzieli nas aparat telefoniczny, zaczęłam się
czerwienić. Weźcie te cholerne rumieńce no!
- Jeśli spowodowane byłby
nieprzespaną nocą w moim towa.. – jego
głos stał się taki pełny napięcia i.. pociągający? Matko.
- Twoje będą spowodowane moją pięścią – rzuciłam szybko do
słuchawki, przerywając mu w połowie zdania, zanim stałabym się kompletnym
burakiem. Ale mimo wszystko na mojej twarzy błądził leniwy uśmieszek. A z
drugiej strony telefonu ponownie usłyszałam jego cichy śmiech.
- Z twoich rąk przyjmę wszystko – mruknął – Nawet najgorsze
cierpienie..
- Harryy.. możesz się uspokoić? – rzuciłam próbując powstrzymać
śmiech.
- Ale ja przecież nic nie robię – powiedział ze stoickim
spokojem, chociaż dobrze wiem, że jego wargi rozciągały się właśnie w uśmiechu.
- Jesteś niemożliwy – odpowiedziałam kręcąc głową, co tylko
poburzyło moje mokre włosy ułożone na poduszce, tak aby jutro przypominały coś
w miarę znośnego.
- Uznam to jako komplement.
- Cokolwiek – rzuciłam dosyć sennie – Harry.. Z bólem serca,
chyba muszę kończyć, bo już oczy mi się same zamykają.
- Okej.. Rozumiem – usłyszałam – W takim razie do usłyszenia
i być może zobaczenia jutro.
- Dobranoc – mruknęłam uśmiechając się jak głupia do
słuchawki.
- Dobrej nocy, Ade.
*
Minęłam dwa kamienne wysokie na dwa metry słupki przechodząc
przez bramę prowadzącą do szkoły, do której uczęszczałam. Parking powoli
zapełniał się samochodami zarówno uczniów, jak i nauczycieli, a młodzież
kierowała swoje kroki w stronę wejścia do budynku. Gdy tylko znalazłam się w
pobliżu drzwi wejściowych, gdzie zazwyczaj panował największy natłok ludzi,
momentalnie poczułam, że jestem bacznie obserwowana przez co najmniej kilka
osób. Zaczęło się. Witaj w piekle, Ade.
Minęłam grupkę dziewczyn ze starszej klasy, które jak jeden
mąż powiodły za mną wzrokiem. Nawet nie siliły się na dyskrecję podczas niezbyt
cichego zawołania: O, to ona! Z jednej strony miałam ochotę się odwrócić i
powiedzieć im co nieco odnośnie ich żałosnej osoby, ale z drugiej strony
wywołałabym tym samym większe zamieszanie, co było ostatnią rzeczą jaką bym w
tym momencie chciała. Westchnęłam tylko lekko zauważając jednocześnie, że moje
dłonie zaczynają się trochę pocić ze zdenerwowania. Gdzie jesteś Amy? Dlaczego
akurat dzisiaj to ona się musi spóźniać, a nie ja? Przygryzłam dolną wargę tym
samym próbując się uspokoić. Nie widziałam nikogo znajomego. Nikogo kto w tym
momencie mógłby mi pomóc. Kroczyłam dalej, czując się gorzej niż jak przy
marszu do tablicy, do zadania, do którego nawet nie rozumiałam polecenia. Przeniosłam
wzrok na grupkę chłopaków stojących niedaleko, którzy jawnie mi się
przyglądali. Boże, nawet oni? Wywróciłam oczami i przyspieszyłam kroku w stronę
otwartych szeroko drzwi. Chce żeby ten dzień już się skończył, a on się nawet
dobrze nie zaczął. Ratunku?
Przekroczyłam próg budynku, kierując swoje kroki w stronę
głównego korytarza, gdzie znajdowały się szafki. Odnalazłam swoją pośród wielu
granatowych, metalowych drzwiczek. Wpisałam kod i otworzyłam wnękę, następnie
odłożyłam książki, które przytaszczyłam tutaj z domu. Lubiłam moją szafkę.
Dzięki niej poznałam Amy. Uśmiechnęłam się sama do siebie, na wspomnienie
naszego pierwszego spotkania i wyciągnęłam zeszyt oraz podręcznik od
angielskiego, który był moją pierwszą lekcją dzisiaj. Zamknęłam szybko szafkę i
ruszyłam w stronę schodów. Na korytarzach zaczęło pojawiać się coraz więcej
osób i większość z nich bez żadnych skrupułów okazywała swoje nadzwyczajne
zainteresowanie moją osobą. Westchnęłam głośno i pociągnęłam za klamkę do drzwi
od sali lekcyjnej, do której natychmiast weszłam. Pusto. Przynajmniej tyle
dobrego. Osunęłam się na krzesło przy mojej ławce, odkładając na nią książki.
Spokój nie był mi dany jednak na długo. Dosłownie sekundę
później do mych uszu dobiegł głośny dzwonek, po którym do sali zaczęli schodzić
się ludzie. Jedni witali mnie uśmiechem, inni patrzyli jak na jakiś obiekt
nadprzyrodzony. Ogarnijcie się. Błagam. Nie proszę o dużo.
*
Wyszłam z sali jako jedna z pierwszych osób i szybko
ruszyłam w stronę szafek, na głównym korytarzu. Wrzuciłam do niej książki, po
czym odblokowałam telefon. Trzy nieodebrane połączenia i jedna wiadomość.
Od: Harry
Chciałem zadzwonić, ale nie wiem, o której masz przerwę.
Wszystko w porządku? x
Uśmiechnęłam się po przeczytaniu wiadomości. Cieszyło mnie
to, że Harry nie bagatelizował tego, że tak boje się tego wszystkiego. Tego, że
stresuje się tym jak ludzie zareagują. On to wszystko miał pod kontrolą, był
przyzwyczajony. Dla mnie to coś zupełnie nowego. Rozumiał to i byłam mu za to
niezmiernie wdzięczna.
Do: Harry
Nie jest źle x
Od: Harry
Jak chcesz to po ciebie przyjade x
Do: Harry
Nie no, dam radę J
W momencie, gdy patrzyłam na komunikat o wysyłaniu
wiadomości poczułam drzwi mojej szafki zostały gwałtownie przymknięte, a ja
sama odwróciłam się w stronę szczerzącego się do mnie bruneta. Eric.
- Oszalałeś? – syknęłam na niego, ponieważ jednak trochę
mnie przestraszył, a on wywrócił tylko oczami. Pajac.
- Przestraszyłaś się.. czyli coś ukrywasz, hę? – zapytał po
chwili układając usta w ten swój uśmieszek, na który leciała przynajmniej
połowa lasek ze szkoły.
- Najchętniej ukryłabym to, że się znamy – rzuciłam.
- Ałłćć.. Moje serce krwawi – skrzywił się chłopak i chwycił
za pierś, po chwili śmiejąc się pod nosem.
- Nie ma żadnej, która by je opatrzyła? –uniosłam brew
uśmiechając się i jednocześnie otwierając znowu szafkę.
- Moje sprawy sercowe zostawmy w spokoju – brunet oparł się
uniesioną ręką o granatowe drzwiczki – Porozmawiajmy o tobie kochana. Słyszałem
co nie co o twoich ostatnich wybrykach..
- To źle słyszałeś – przerwałam mu i zamknęłam drzwiczki, po
uprzednim wyciągnięciu z szafki potrzebnych książek.
- Ade, przecież i tak wszyscy już wiedzą – powiedział, kiedy
ruszył za mną w stronę wyjścia przed szkołę, następnie przepuszczając mnie w
drzwiach.
Przekroczyliśmy próg szkoły,
dzięki czemu mogłam zaciągnąć się świeżym powietrzem, co mnie trochę odprężyło.
- To prawda? Spotykasz się z tym
całym Harrym? – usłyszałam z ust Erica, kiedy już zasiedliśmy na jednej z ławek
na terenie szkoły.
- Ufam ci i wiem, że można
powierzyć ci coś w tajemnicy, więc.. To jest skomplikowane – powiedziałam dosyć
wolno, uważnie na niego patrząc.
- Ade, jeszcze nigdy
nie wydałem żadnego twojego sekretu czy tajemnicy. Nawet tych powierzonych za
dzieciaka.
- Wiem – powiedziałam uśmiechając
się lekko. Cieszyło mnie to, że mam w nim oparcie, a tego potrzebowała dzisiaj
jak nigdy.
- No to mów..
- Pamiętasz jak poszliśmy wtedy do
Offshore? – zapytałam, a chłopak kiwnął głową na potwierdzenie – No to tam go
spotkałam. Tańczyliśmy, potem trochę rozmawialiśmy i wymieniliśmy się numerami
telefonu. Pisaliśmy ze sobą jakieś dwa tygodnie, często też do mnie dzwonił.. W
końcu zaprosił mnie na imprezę urodzinową Nialla..
- Który to? Ten blondyn?
- Tak – kontynuowałam nie mając mu
za złe tego, że mi przerwał – Wahałam się, ale w końcu zdecydowałam się pójść.
No i tam właśnie zrobili nam zdjęcia. Nie wiem kiedy. Nie widziałam tego.
- Czyli nic więcej oprócz tego
obejmowania się nie wydarzyło? – zapytał rzeczowo Eric przechylając
jednocześnie głowę i przyglądając się mojej osobie.
- Noo.. – uśmiechnęłam się
nieznacznie trochę skrępowana – No całowaliśmy się.. Ehm.. Odwiózł mnie do
domu. Wczoraj zaprosił mnie do siebie no i.. też się całowaliśmy.. Zresztą to
nie jest ważne..
- Jesteście ze sobą? – zapytał chłopak
ni z gruchy, ni z pietruchy.
Spojrzałam na niego i odszukałam
jego oczy. Zobaczyłam w nich coś co pozwoliło mi się całkowicie otworzyć, coś
co napełniło mnie odwagą i stuprocentowym zaufaniem do chłopaka.
- Nie. Przynajmniej na razie. Powiedział
mi wczoraj, że chciałby żeby tak było, ale ja nie jestem jeszcze.. nie wiem..
gotowa? Nie chce żeby to działo się tak szybko. Na razie trzymamy to wszystko w
tajemnicy.. Poprosiłam go to to. Mam mówić, że znamy się niby od kilku lat..
- Ehh Ade.. Jak już celujesz, to w
dziesiątkę – powiedział brunet, po czym moim oczom ukazał się jego uśmiech, na
który mimowolnie odpowiedziałam tym samym – Fakt faktem.. Jesteś dzisiaj w
centrum zainteresowania całej szkoły.
- Nie pocieszasz mnie – mruknęłam
marudnie.
- Może pocieszy cię fakt, że
chłopaki z drużyny zazdroszczą mi znajomości z tobą jeszcze bardziej niż
wcześniej. Zresztą chyba to się tyczy całej męskiej części naszej szkoły.. – powiedział zsuwając swoje czarne okulary
przeciwsłoneczne na nos.
- Co?
- A to, że już wcześniej byłaś, że
tak powiem.. doceniana.. przez moich kolegów, a dzisiaj chyba jesteś
najgorętszą dupą w szkole – poruszał brwiami i uśmiechnął się ponownie.
- Głupi jesteś – walnęłam go ręką
w jego umięśnione ramię. Oczywiście nawet go to nie zabolało. Paker.
Dzwonek umieszczony na zewnątrz
budynku dał o sobie znać, tym samym zmuszając przebywających na dworzu uczniów
do podniesienia swoich zacnych pośladków i powleczenia się na kolejne lekcje.
Spojrzałam na Erica, który właśnie bacznie obserwował przechodzące niedaleko
dwie dziewczyny. Typowy facet. Wywróciłam oczami i spojrzałam na niego
wyczekująco. Po odprowadzeniu ich wzrokiem do drzwi wejściowych podniósł się i ruszył ze
mną w tą samą stronę.
*
Myślałam, że nie przeżyje
dzisiejszego dnia. Chciałam jak najszybciej opuścić tą cholerną szkołę i nie
patrzeć już na tych wszystkich wścibskich ludzi. Po powrocie do domu
przekonałam się, że jestem w nim sama nie licząc mojego kochanego psa, z którym
od razu wyszłam na spacer. Ku mojej rozpaczy, lodówka była pusta, a ja
umierałam z głodu. Jedynym pocieszeniem okazały się krakersy, które znalazłam w
jednej z szafek.
Mój humor nie należał do najlepszych.
Byłam podenerwowana i męczyło mnie poczucie winy. Podczas telefonicznej rozmowy
z Amy wydarłam się na nią. Oskarżyłam ją o to, że nie było jej dzisiaj w
szkole. Wtedy kiedy najbardziej jej potrzebowałam. Jak się później okazało,
wina leżała po mojej stronie. Amy kilkakrotnie przypominała mi o tym, że ma
wizytę u lekarza, a ja naskoczyłam na nią jak na jakiegoś przestępcę.
Leżałam na kanapie w salonie z
Marley’em w nogach oglądając jakiś bezsensowny i dosyć denny telewizyjny
teleturniej, gdy usłyszałam sygnał przychodzącej wiadomości.
Od: Harry
No i jak dzień? x
Do: Harry
Jestem zła i głodna x
Od: Harry
Głodna? Na co masz ochotę?
Uniosłam brew czytając tą
wiadomość. Na co mam ochotę? Zjadłabym konia z kopytami.
Do: Harry
Cokolwiek zjadliwego x
Odrzuciłam telefon obok mnie, po
czym ułożyłam się wygodnie na kanapie. Bezcelowo przełączałam programy telewizyjne nie mogąc znaleźć nic sensownego.
Po kilku minutach postanowiłam obejrzeć powtórkę ostatniego odcinka jednego z
ulubionych seriali mojej mamy, który siłą rzeczy zmuszeni byliśmy czasem
oglądać. Wbrew mym oczekiwaniom czas mijał mi szybko, a ja niespodziewanie
wkręciłam się w fabułę oglądanego serialu. Po upływie ponad pół godziny do mych
uszu dobiegł dzwonek a Marley zerwał się z kanapy i popędził w stronę drzwi wejściowych
do mojego domu. Dosyć niechętnie wygramoliłam się spod ciepłego, pluszowego
koca i ruszyłam zobaczyć kogo przywiało. Jak to Luke to łeb mu rozwale. Gdzie
ma klucze debil? Przekręciłam metalowy zamek i otworzyłam drewnianą powłokę,
ale to co za nią zobaczyłam kompletnie mnie zaskoczyło.
--------------------------
BARDZO, BARDZO, BARDZO DZIĘKUJĘ ZA PONAD 9 TYSIĘCY WEJŚĆ NA MOJEGO BLOGA! NAWET NIE WIECIE JAKIE TO PRZYJEMNE UCZUCIE ♥ ♥
OGROMNIE DZIĘKUJĘ ZA KAŻDY POZOSTAWIONY KOMENTARZ! JESTEŚCIE KOCHANI ♥
Udostępniam wam nowego aska dla bohaterów -> ASK
Pytajcie o co tylko chcecie :)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Wasza Ivy
OGROMNIE DZIĘKUJĘ ZA KAŻDY POZOSTAWIONY KOMENTARZ! JESTEŚCIE KOCHANI ♥
Udostępniam wam nowego aska dla bohaterów -> ASK
Pytajcie o co tylko chcecie :)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Wasza Ivy
Dgvdyvfgcccffhjft super!
OdpowiedzUsuńJaki cudowny rozdział *.* Kocham dialogi, które tworzysz! Wiadomo o co w nich chodzi, a do tego są często zabawne :) I ogólnie kocham twoje opowiadanie! Jedno z lepszych, które do tej pory czytałam. Masz talent dziewczyno! Twój sposób czytania jest taki.. idealny dla mnie.
OdpowiedzUsuńCZEKAM NA NASTĘPNYYYY Z NIECIERPLIWOŚCIĄ!
Pozdrawiam i życzę weny :*
sposób pisania* przepraszam za pomyłkę :)
UsuńWciągnęło mnie to *-* Świetny blog, będziemy wpadać częściej! :)
OdpowiedzUsuń~ jeytoria.blogspot.com
świetny rozdział :))
OdpowiedzUsuńświetny rozdział :D
OdpowiedzUsuńczuję że to pewnie Harry tam stoi. albo Eric. Nie Harry prędzej.
nie mogę sie doczekać kolejnego rozdziału bo zakończony jest bardzo ciekawie :D
życze weny :*
Świetny rozdział! Nie mogłam się go doczkeac. Mam nadzieję, że następny też bd świetny, ale pojawi się trochę wcześniej ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńIch dialogi są strasznie zabawne! Kocham Twojego bloga i z niecierpliwością czekam na next. :)
UsuńWpadnij do mnie - http://appearences-are-deceitful.blogspot.com/