sobota, 22 marca 2014

Rozdział 10

Adrianna

Zeszłam z ostatniego schodka w autobusie na nurzający się w jesiennych liściach chodnik, który wydawał się być jakby wielokolorowym dywanem. Wiatr dodatkowo rozdmuchiwał je na wszystkie strony, poburzając jednocześnie moje włosy, które nie przypominały już niczego dobrego. Mimo tej jesiennej aury, chłodnego powietrza i zimna, które zaczynało mi doskwierać, dobry humor mnie nie opuszczał, czego wyrazem był uśmiech widniejący na mojej twarzy. Machinalnie naciągnęłam na zmarznięte dłonie rękawy, czarnej bluzy, którą miałam na sobie. Pachniała nim. Miał naprawdę mocne perfumy.  Jego zapach pewnie już dawno przeszedł na moje ubrania, ale nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie.
Swoje kroki powoli kierowałam w stronę równolegle położonych uliczek, które znajdowały się jakieś pięć minut drogi od przystanku. Moja codzienna droga ze szkoły. Na samą myśl odechciało mi się jutrzejszego dnia. Sytuację pogarszał fakt, że jutro znajdę się na celowniku całej szkoły. Dosłownie calutkiej.
Westchnęłam zrezygnowana, z ulgą skręcając w jedną z uliczek, na której znajdował się mój dom. Po minięciu kilkunastu budynków przekroczyłam otwartą bramę swojego domostwa. Na podjeździe stał samochód taty, który wyminęłam. Chyba był na myjce. Ruszyłam w stronę drzwi wejściowych, po chwili je otwierając i przekraczając próg domu.
- Wróciłaaam! – rzuciłam podniesionym tonem jednocześnie głaszcząc po łbie Marley’a, który właśnie na mnie skoczył merdając ogonem.
 Po chwili zdjęłam buty, odkładając je gdzieś na bok i ruszyłam w stronę salonu, gdzie słyszałam grający telewizor. Z tego co moje uszy zdołały wychwycić leciały jakieś wiadomości. Stanęłam w progu patrząc na mojego tatę siedzącego na kanapie. W zasadzie to był w pozycji półleżącej, z okularami na nosie czytając książkę. Można go było zobaczyć w takiej sytuacji niezwykle często. Zwłaszcza w niedzielne wieczory. Przechyliłam nieco głowę odczytując tytuł opasłej księgi, którą trzymał w rękach. Prawo cywilne. Uśmiechnęłam się pod nosem. Znał to wszystko na pamięć i potrafił wyrecytować o każdej porze dnia i nocy, a mimo to nadal to czytał. Odbiłam się ramieniem od drewnianej framugi i skierowałam się w stronę mojego ojczulka, który na mój widok obniżył lekturę i spojrzał na mnie z nad okularów.
- Co tam córciu? – zagadnął, a jego usta rozciągnęły się w leniwym uśmiechu. Zawsze zadaje to samo pytanie. Zawsze.
- A nic – mruknęłam również obdarzając go uśmiechem, usadawiając jednocześnie swój tyłek gdzieś w okolicach jego stóp – Gdzie mama?
- Poszła wstawić pranie.
- A Luke?
- Gdzieś się szwenda. Jak to on – wzruszył ramionami nadal patrząc na mnie tym swoim ojcowskim wzrokiem – Nigdy nie mówi gdzie idzie, z kim, o której będzie.
- Jest w sumie dorosły – mruknęłam podciągając nogi na kanapę. Dobrze wiedziałam gdzie jest, z kim i co robi. Kiedyś odbije mu się to czkawką.
 - Dorosły czy nie, nadal jest naszym synem i nadal mieszka z nami pod jednym dachem, więc jakiś zasad musi przestrzegać – odpowiedział tym swoim spokojnym tonem. To były plusy jego profesji. Zawsze używał wyważonego, stonowanego tonu. Praktycznie nigdy nie podnosił głosu. Mama.. Mama robi to za ich dwoje. Tata to chodzący spokój.
- Mógłby przynajmniej poinformować, o której mniej więcej wróci, żeby matka się nie denerwowała – kontynuował mój tata.
- Przynajmniej mamy równowagę w rodzinie. Luke to ten zły, buntownik, a ja to ta dobra, ułożona córeczka, z którą nie ma problemów – zaśmiałam się, a on odpowiedział mi tym samym.
- Będziesz miała problemy, jak mama zobaczy to co masz na szyi – powiedział po chwili przechylając nieco głowę na bok.
Spojrzałam na niego z wyraźną konsternacją, marszcząc lekko czoło. Mimowolnie powiodłam dłonią w miejsce, gdzie widniała pamiątka po obecności Harry’ego.
- Tato, to nie jest..
- Ade, żeby była jasność. Ja tego nie pochwalam, ale myślę, że mama tego nie pochwala jeszcze bardziej – powiedział unosząc jedną brew – Przykryj to jakoś. Macie te swoje kosmetyki, jakieś mazidła.
- Okej.. Przepraszam i dziękuję – posłałam w jego stronę lekki uśmiech, klepiąc dłonią w jego kolano.
- Ehh córciu.. Bo my z matką młodzi nigdy nie byliśmy – zaśmiał się kręcąc nieznacznie głową. Nawet nie chce wiedzieć jakie wspomnienia właśnie przywołał. Matko.
- Ooo, Ade. Jesteś już – do naszych uszu dobiegł dźwięk głosu mamy, która właśnie weszła do salonu z kupką, równo ułożonych, ciemnych ubrań – Położyłam ci twoje na łóżku – powiedziała unosząc ową kupkę nieco w górę.
- Okej, dzięki – mruknęłam i posłałam jej uśmiech podnosząc się z mięciutkiej, wygodnej kanapy, kierując swoje kroki w stronę schodów – Idę do siebie.
- Nie siedź za długo. Przypominam, że jutro szkoła - przypomniała mi moja rodzicielka. Jakbym, kurde, nie wiedziała.

*

Poruszałam rytmicznie zieloną szczoteczką do zębów patrząc jednocześnie na swoje odbicie w łazienkowym lustrze. Patrzyłam i zastanawiałam się nad tym, czemu zawdzięczam to, że Harry zwrócił na mnie uwagę. Dla mnie było to niepojęte. Otacza się przecież wieloma pięknymi kobietami, modelkami, aktorkami i innymi gwiazdkami. Nie rozumiałam tego. Mam wady. Mam kompleksy. To nie jest tak, że uważam się za jakieś paskudztwo, ale moja samoocena również za wysoka nie jest. Muszę przyznać jednak, że przez wszystkie wydarzenia związane z Harrym i to w jakim punkcie teraz jesteśmy nieco ją podniosło. Odrobinę.
Do rzeczywistości przywołał mnie sygnał przychodzącej wiadomości, który wydobył się z mojego telefonu leżącego na szafce obok umywalki. Co tylko uświadomiło mi, że jutro czeka mnie śmierć z rąk Amy. Cholera.. Miałam do niej zadzwonić. Odblokowałam telefon jedną ręką i wyświetliłam wiadomość.

Od: Harry
Śpisz już? x

Moje wargi natychmiast rozciągnęły się w uśmiechu, co poskutkowało ubrudzeniem sobie koszulki pianą kapiącą ze szczotki, znajdującej się między moimi zębami.

Do: Harry
Tak x

Po odłożeniu telefonu, opłukałam buzię i przemyłam twarz jeszcze letnią wodą, następnie wytarłam mokrą skórę jasnym ręcznikiem wiszącym na haczyku tuż obok. Zmyłam pozostałości pasty z koszulki, na której i tak pewnie będzie widoczna plama. Ale ze mnie fleja.

Ruszyłam w stronę swojego pokoju, gasząc wcześniej światło w łazience i obracając telefon w dłoni. W momencie wchodzenia do pokoju poczułam wibracje w lewej ręce i ciche nuty mojego dzwonka, stłumionego przez mój szczelny uścisk. Spojrzałam na wyświetlacz i kolejny raz dzisiejszego dnia, mimowolnie delikatnie uniosłam kąciki ust w uśmiechu.
- Słucham?
- Czemu jeszcze nie śpisz? – usłyszałam niski, lekko zachrypnięty głos Harry’ego – Jest po dwudziestej trzeciej.
- Mogłabym cię spytać o to samo – zauważyłam jednocześnie odrzucając kołdrę i ładując się na łóżko.
- Ja nie muszę wstawać jutro rano do szkoły – odpowiedział i dam sobie rękę uciąć, że usłyszałam w jego głosie rozbawienie. To się nazywa współczucie. Zgiń.
- Oddałabym wszystko byleby nie iść tam jutro – mruknęłam wchodząc pod kołdrę i szczelnie się nią opatulając.
- Z mojego powodu? - usłyszałam w momencie mojego przekręcania się na bok.
Zamilkłam nie wiedząc co odpowiedzieć. Prawda jest taka, że w przeważającym stopniu było to spowodowane całą tą sytuacją. Bałam się jak ludzie na to zareagują. Bałam się ich spojrzeń, ich obgadywania. Bałam się bycia na ich celowniku.
- To z mojego powodu, prawda? – chłopak ponowił swoje pytanie, a ja wciąż uparcie milczałam.
- To nie jest do końca tak.. – mruknęłam w końcu po przedłużającej się i ciążącej nam już ciszy. Przyłapałam się na zupełnie nieświadomym skubaniu dolnego rogu poszewki na poduszkę. Cholera no, dlaczego to jest takie przytłaczające. – Ja się po prostu stresuję jutrzejszym dniem.
- Ade.. – powiedział to tak łagodnym tonem, tak spokojnym, że mało brakowało abym się rozpłynęła – Nie ma czym się stresować.
- Nie no w ogóle. Tylko jestem na zdjęciach, na których mnie obejmujesz. Nic takiego. Dziewczyny mnie najwyżej zabiją, ale co tam.. Nie ma się czym przejmować.. – zaśmiałam się nerwowo.
- W ewentualnym zagrożeniu twojego życia możesz przekupić je autografami ode mnie – chłopak odpowiedział wesoło.
- To chyba dobra oferta – stwierdziłam, po chwili tłumiąc ziewnięcie.
- Powiedziałbym, że wręcz najlepsza – Harry za wysokie ego Styles.
- Twoja skromność zawsze mi imponowała.
- Skromność to moje drugie imię.
Nie mogąc się powstrzymać zaśmiałam się kręcąc głową.
- Masz piękny śmiech – do mych uszu dobiegło to niskie, ochrypłe mruknięcie.
- I piękne sińce pod oczami, jak się nie wyśpię – odpowiedziałam czując, że mimo, iż dzieli nas aparat telefoniczny, zaczęłam się czerwienić. Weźcie te cholerne rumieńce no!
- Jeśli spowodowane byłby nieprzespaną nocą w moim towa..  – jego głos stał się taki pełny napięcia i.. pociągający? Matko.
- Twoje będą spowodowane moją pięścią – rzuciłam szybko do słuchawki, przerywając mu w połowie zdania, zanim stałabym się kompletnym burakiem. Ale mimo wszystko na mojej twarzy błądził leniwy uśmieszek. A z drugiej strony telefonu ponownie usłyszałam jego cichy śmiech.
- Z twoich rąk przyjmę wszystko – mruknął – Nawet najgorsze cierpienie..
- Harryy.. możesz się uspokoić? – rzuciłam próbując powstrzymać śmiech.
- Ale ja przecież nic nie robię – powiedział ze stoickim spokojem, chociaż dobrze wiem, że jego wargi rozciągały się właśnie w uśmiechu.
- Jesteś niemożliwy – odpowiedziałam kręcąc głową, co tylko poburzyło moje mokre włosy ułożone na poduszce, tak aby jutro przypominały coś w miarę znośnego.
- Uznam to jako komplement.
- Cokolwiek – rzuciłam dosyć sennie – Harry.. Z bólem serca, chyba muszę kończyć, bo już oczy mi się same zamykają.
- Okej.. Rozumiem – usłyszałam – W takim razie do usłyszenia i być może zobaczenia jutro.
- Dobranoc – mruknęłam uśmiechając się jak głupia do słuchawki.
- Dobrej nocy, Ade.


*

Minęłam dwa kamienne wysokie na dwa metry słupki przechodząc przez bramę prowadzącą do szkoły, do której uczęszczałam. Parking powoli zapełniał się samochodami zarówno uczniów, jak i nauczycieli, a młodzież kierowała swoje kroki w stronę wejścia do budynku. Gdy tylko znalazłam się w pobliżu drzwi wejściowych, gdzie zazwyczaj panował największy natłok ludzi, momentalnie poczułam, że jestem bacznie obserwowana przez co najmniej kilka osób. Zaczęło się. Witaj w piekle, Ade.

Minęłam grupkę dziewczyn ze starszej klasy, które jak jeden mąż powiodły za mną wzrokiem. Nawet nie siliły się na dyskrecję podczas niezbyt cichego zawołania: O, to ona! Z jednej strony miałam ochotę się odwrócić i powiedzieć im co nieco odnośnie ich żałosnej osoby, ale z drugiej strony wywołałabym tym samym większe zamieszanie, co było ostatnią rzeczą jaką bym w tym momencie chciała. Westchnęłam tylko lekko zauważając jednocześnie, że moje dłonie zaczynają się trochę pocić ze zdenerwowania. Gdzie jesteś Amy? Dlaczego akurat dzisiaj to ona się musi spóźniać, a nie ja? Przygryzłam dolną wargę tym samym próbując się uspokoić. Nie widziałam nikogo znajomego. Nikogo kto w tym momencie mógłby mi pomóc. Kroczyłam dalej, czując się gorzej niż jak przy marszu do tablicy, do zadania, do którego nawet nie rozumiałam polecenia. Przeniosłam wzrok na grupkę chłopaków stojących niedaleko, którzy jawnie mi się przyglądali. Boże, nawet oni? Wywróciłam oczami i przyspieszyłam kroku w stronę otwartych szeroko drzwi. Chce żeby ten dzień już się skończył, a on się nawet dobrze nie zaczął. Ratunku?

Przekroczyłam próg budynku, kierując swoje kroki w stronę głównego korytarza, gdzie znajdowały się szafki. Odnalazłam swoją pośród wielu granatowych, metalowych drzwiczek. Wpisałam kod i otworzyłam wnękę, następnie odłożyłam książki, które przytaszczyłam tutaj z domu. Lubiłam moją szafkę. Dzięki niej poznałam Amy. Uśmiechnęłam się sama do siebie, na wspomnienie naszego pierwszego spotkania i wyciągnęłam zeszyt oraz podręcznik od angielskiego, który był moją pierwszą lekcją dzisiaj. Zamknęłam szybko szafkę i ruszyłam w stronę schodów. Na korytarzach zaczęło pojawiać się coraz więcej osób i większość z nich bez żadnych skrupułów okazywała swoje nadzwyczajne zainteresowanie moją osobą. Westchnęłam głośno i pociągnęłam za klamkę do drzwi od sali lekcyjnej, do której natychmiast weszłam. Pusto. Przynajmniej tyle dobrego. Osunęłam się na krzesło przy mojej ławce, odkładając na nią książki.
Spokój nie był mi dany jednak na długo. Dosłownie sekundę później do mych uszu dobiegł głośny dzwonek, po którym do sali zaczęli schodzić się ludzie. Jedni witali mnie uśmiechem, inni patrzyli jak na jakiś obiekt nadprzyrodzony. Ogarnijcie się. Błagam. Nie proszę o dużo.

*

Wyszłam z sali jako jedna z pierwszych osób i szybko ruszyłam w stronę szafek, na głównym korytarzu. Wrzuciłam do niej książki, po czym odblokowałam telefon. Trzy nieodebrane połączenia i jedna wiadomość.

Od: Harry
Chciałem zadzwonić, ale nie wiem, o której masz przerwę. Wszystko w porządku? x

Uśmiechnęłam się po przeczytaniu wiadomości. Cieszyło mnie to, że Harry nie bagatelizował tego, że tak boje się tego wszystkiego. Tego, że stresuje się tym jak ludzie zareagują. On to wszystko miał pod kontrolą, był przyzwyczajony. Dla mnie to coś zupełnie nowego. Rozumiał to i byłam mu za to niezmiernie wdzięczna.

Do: Harry
Nie jest źle x

Od: Harry
Jak chcesz to po ciebie przyjade x

Do: Harry
Nie no, dam radę J

W momencie, gdy patrzyłam na komunikat o wysyłaniu wiadomości poczułam drzwi mojej szafki zostały gwałtownie przymknięte, a ja sama odwróciłam się w stronę szczerzącego się do mnie bruneta. Eric.
- Oszalałeś? – syknęłam na niego, ponieważ jednak trochę mnie przestraszył, a on wywrócił tylko oczami. Pajac.
- Przestraszyłaś się.. czyli coś ukrywasz, hę? – zapytał po chwili układając usta w ten swój uśmieszek, na który leciała przynajmniej połowa lasek ze szkoły.
- Najchętniej ukryłabym to, że się znamy – rzuciłam.
- Ałłćć.. Moje serce krwawi – skrzywił się chłopak i chwycił za pierś, po chwili śmiejąc się pod nosem.
- Nie ma żadnej, która by je opatrzyła? –uniosłam brew uśmiechając się i jednocześnie otwierając znowu szafkę.
- Moje sprawy sercowe zostawmy w spokoju – brunet oparł się uniesioną ręką o granatowe drzwiczki – Porozmawiajmy o tobie kochana. Słyszałem co nie co o twoich ostatnich wybrykach..
- To źle słyszałeś – przerwałam mu i zamknęłam drzwiczki, po uprzednim wyciągnięciu z szafki potrzebnych książek.
- Ade, przecież i tak wszyscy już wiedzą – powiedział, kiedy ruszył za mną w stronę wyjścia przed szkołę, następnie przepuszczając mnie w drzwiach.
Przekroczyliśmy próg szkoły, dzięki czemu mogłam zaciągnąć się świeżym powietrzem, co mnie trochę odprężyło.
- To prawda? Spotykasz się z tym całym Harrym? – usłyszałam z ust Erica, kiedy już zasiedliśmy na jednej z ławek na terenie szkoły.
- Ufam ci i wiem, że można powierzyć ci coś w tajemnicy, więc.. To jest skomplikowane – powiedziałam dosyć wolno, uważnie na niego patrząc.
- Ade, jeszcze nigdy nie wydałem żadnego twojego sekretu czy tajemnicy. Nawet tych powierzonych za dzieciaka.
- Wiem – powiedziałam uśmiechając się lekko. Cieszyło mnie to, że mam w nim oparcie, a tego potrzebowała dzisiaj jak nigdy.
- No to mów..
- Pamiętasz jak poszliśmy wtedy do Offshore? – zapytałam, a chłopak kiwnął głową na potwierdzenie – No to tam go spotkałam. Tańczyliśmy, potem trochę rozmawialiśmy i wymieniliśmy się numerami telefonu. Pisaliśmy ze sobą jakieś dwa tygodnie, często też do mnie dzwonił.. W końcu zaprosił mnie na imprezę urodzinową Nialla..
- Który to? Ten blondyn?
- Tak – kontynuowałam nie mając mu za złe tego, że mi przerwał – Wahałam się, ale w końcu zdecydowałam się pójść. No i tam właśnie zrobili nam zdjęcia. Nie wiem kiedy. Nie widziałam tego.
- Czyli nic więcej oprócz tego obejmowania się nie wydarzyło? – zapytał rzeczowo Eric przechylając jednocześnie głowę i przyglądając się mojej osobie.
- Noo.. – uśmiechnęłam się nieznacznie trochę skrępowana – No całowaliśmy się.. Ehm.. Odwiózł mnie do domu. Wczoraj zaprosił mnie do siebie no i.. też się całowaliśmy.. Zresztą to nie jest ważne..
- Jesteście ze sobą? – zapytał chłopak ni z gruchy, ni z pietruchy.
Spojrzałam na niego i odszukałam jego oczy. Zobaczyłam w nich coś co pozwoliło mi się całkowicie otworzyć, coś co napełniło mnie odwagą i stuprocentowym zaufaniem do chłopaka.
- Nie. Przynajmniej na razie. Powiedział mi wczoraj, że chciałby żeby tak było, ale ja nie jestem jeszcze.. nie wiem.. gotowa? Nie chce żeby to działo się tak szybko. Na razie trzymamy to wszystko w tajemnicy.. Poprosiłam go to to. Mam mówić, że znamy się niby od kilku lat..
- Ehh Ade.. Jak już celujesz, to w dziesiątkę – powiedział brunet, po czym moim oczom ukazał się jego uśmiech, na który mimowolnie odpowiedziałam tym samym – Fakt faktem.. Jesteś dzisiaj w centrum zainteresowania całej szkoły.
- Nie pocieszasz mnie – mruknęłam marudnie.
- Może pocieszy cię fakt, że chłopaki z drużyny zazdroszczą mi znajomości z tobą jeszcze bardziej niż wcześniej. Zresztą chyba to się tyczy całej męskiej części naszej szkoły..  – powiedział zsuwając swoje czarne okulary przeciwsłoneczne na nos.
- Co?
- A to, że już wcześniej byłaś, że tak powiem.. doceniana.. przez moich kolegów, a dzisiaj chyba jesteś najgorętszą dupą w szkole – poruszał brwiami i uśmiechnął się ponownie.
- Głupi jesteś – walnęłam go ręką w jego umięśnione ramię. Oczywiście nawet go to nie zabolało. Paker.
Dzwonek umieszczony na zewnątrz budynku dał o sobie znać, tym samym zmuszając przebywających na dworzu uczniów do podniesienia swoich zacnych pośladków i powleczenia się na kolejne lekcje. Spojrzałam na Erica, który właśnie bacznie obserwował przechodzące niedaleko dwie dziewczyny. Typowy facet. Wywróciłam oczami i spojrzałam na niego wyczekująco. Po odprowadzeniu ich wzrokiem do drzwi wejściowych podniósł się i ruszył ze mną w tą samą stronę.

*

Myślałam, że nie przeżyje dzisiejszego dnia. Chciałam jak najszybciej opuścić tą cholerną szkołę i nie patrzeć już na tych wszystkich wścibskich ludzi. Po powrocie do domu przekonałam się, że jestem w nim sama nie licząc mojego kochanego psa, z którym od razu wyszłam na spacer. Ku mojej rozpaczy, lodówka była pusta, a ja umierałam z głodu. Jedynym pocieszeniem okazały się krakersy, które znalazłam w jednej z szafek.
Mój humor nie należał do najlepszych. Byłam podenerwowana i męczyło mnie poczucie winy. Podczas telefonicznej rozmowy z Amy wydarłam się na nią. Oskarżyłam ją o to, że nie było jej dzisiaj w szkole. Wtedy kiedy najbardziej jej potrzebowałam. Jak się później okazało, wina leżała po mojej stronie. Amy kilkakrotnie przypominała mi o tym, że ma wizytę u lekarza, a ja naskoczyłam na nią jak na jakiegoś przestępcę.
Leżałam na kanapie w salonie z Marley’em w nogach oglądając jakiś bezsensowny i dosyć denny telewizyjny teleturniej, gdy usłyszałam sygnał przychodzącej wiadomości.

Od: Harry
No i jak dzień? x

Do: Harry
Jestem zła i głodna x

Od: Harry
Głodna? Na co masz ochotę?

Uniosłam brew czytając tą wiadomość. Na co mam ochotę? Zjadłabym konia z kopytami.

Do: Harry
Cokolwiek zjadliwego x

Odrzuciłam telefon obok mnie, po czym ułożyłam się wygodnie na kanapie. Bezcelowo przełączałam programy  telewizyjne nie mogąc znaleźć nic sensownego. Po kilku minutach postanowiłam obejrzeć powtórkę ostatniego odcinka jednego z ulubionych seriali mojej mamy, który siłą rzeczy zmuszeni byliśmy czasem oglądać. Wbrew mym oczekiwaniom czas mijał mi szybko, a ja niespodziewanie wkręciłam się w fabułę oglądanego serialu. Po upływie ponad pół godziny do mych uszu dobiegł dzwonek a Marley zerwał się z kanapy i popędził w stronę drzwi wejściowych do mojego domu. Dosyć niechętnie wygramoliłam się spod ciepłego, pluszowego koca i ruszyłam zobaczyć kogo przywiało. Jak to Luke to łeb mu rozwale. Gdzie ma klucze debil? Przekręciłam metalowy zamek i otworzyłam drewnianą powłokę, ale to co za nią zobaczyłam kompletnie mnie zaskoczyło. 

--------------------------
BARDZO, BARDZO, BARDZO DZIĘKUJĘ ZA PONAD 9 TYSIĘCY WEJŚĆ NA MOJEGO BLOGA! NAWET NIE WIECIE JAKIE TO PRZYJEMNE UCZUCIE ♥ ♥
OGROMNIE DZIĘKUJĘ ZA KAŻDY POZOSTAWIONY KOMENTARZ! JESTEŚCIE KOCHANI ♥

Udostępniam wam nowego aska dla bohaterów -> ASK
Pytajcie o co tylko chcecie :)

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Wasza Ivy

9 komentarzy:

  1. wierna czytelniczka23 marca 2014 13:11

    Jaki cudowny rozdział *.* Kocham dialogi, które tworzysz! Wiadomo o co w nich chodzi, a do tego są często zabawne :) I ogólnie kocham twoje opowiadanie! Jedno z lepszych, które do tej pory czytałam. Masz talent dziewczyno! Twój sposób czytania jest taki.. idealny dla mnie.
    CZEKAM NA NASTĘPNYYYY Z NIECIERPLIWOŚCIĄ!
    Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sposób pisania* przepraszam za pomyłkę :)

      Usuń
  2. Wciągnęło mnie to *-* Świetny blog, będziemy wpadać częściej! :)
    ~ jeytoria.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny rozdział :D
    czuję że to pewnie Harry tam stoi. albo Eric. Nie Harry prędzej.
    nie mogę sie doczekać kolejnego rozdziału bo zakończony jest bardzo ciekawie :D
    życze weny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział! Nie mogłam się go doczkeac. Mam nadzieję, że następny też bd świetny, ale pojawi się trochę wcześniej ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ich dialogi są strasznie zabawne! Kocham Twojego bloga i z niecierpliwością czekam na next. :)
      Wpadnij do mnie - http://appearences-are-deceitful.blogspot.com/

      Usuń