czwartek, 8 maja 2014

Rozdział 11


Adrianna

- Co ty.. Co ty tu robisz?
- Wspominałaś coś, że jesteś głodna?
Patrzyłam na stojącego przede mną chłopaka z szeroko otwartymi oczami. Szatyn stał pewnie unosząc dwie papierowe torby z zielonym i czerwonym logo, które trzymał w dłoniach patrząc na mnie i nie ukrywając rozbawienia.
- Ale przecież..
- Mogę wejść?
- Jasne.. – mruknęłam niemrawo, odsuwając się przy tym na bok robiąc dla niego przejście.

Zamknęłam drzwi pamiętając o zamku i odwróciłam się w stronę Harry’ego, który stał sztywno przy ścianie z lekkim niepokojem na twarzy. W ułamku sekundy zrozumiałam jaki jest tego powód. Marley stał tuż przy nim, uważnie się w niego wpatrując. Był co do niego niepewny i obserwował każdy jego ruch. Mądra psina.

- Spokojnie nie ugryzie cie – uśmiechnęłam się, mimo wszystko ciągnąc lekko za obrożę mojego psa i kierując swoje kroki w stronę salonu.
- Na pewno? – usłyszałam tuż za moimi plecami głos kroczącego za mną chłopaka.
- Jest dobrze wychowany. Nie rzuca się z zębami na każdego człowieka, którego tylko zobaczy – mruknęłam i odwróciłam głowę w tył unosząc nieznacznie jedną brew – Chyba, że będziesz chciał mi coś zrobić, wtedy rozszarpie cię na kawałki.
- Nawet jeśli to będzie coś czego bardzo byś chciała?
- Wydaje mi się, że nie ma takiej rzeczy – skwitowałam próbując powstrzymać uśmiech, który powoli pojawiał się na mojej twarzy.

Schyliłam się podnosząc pilot od telewizora, następnie go wyłączając. Rozejrzałam się szybko po pokoju. Cholera. Salon na szczęście wyglądał w miarę przyzwoicie. Gorzej z moim pokojem. Pomijając zupełnie fakt, że nie byłam kompletnie przygotowana na jego odwiedziny.
- Nie mogłeś mnie uprzedzić? Posprzątałabym przynajmniej a nie tak..
- Nie chciałem słuchać twoich wymówek, bo i tak bym zrobił po swojemu. A po za tym, cudowna niespodzianka prawda?  – chłopak wzruszył ramionami z lekkim uśmiechem.
Nie mogłam nie odpowiedzieć mu tym samym. Nie mogę zaprzeczyć również, że uśmiech to jeden z jego największych atutów, który chętnie i bez skrupułów wykorzystywał. Zresztą czy te jego miliony fanek nie są idealnym przykładem? Zerknęłam na niego, kiedy odstawiał torby na wielki, drewniany stół stojący przy oknach i wyjściu na taras. W duchu pogratulowałam mu wyboru dzisiejszej koszuli, którą miał na sobie. Ciemnozielona. Idealnie pasująca do jego oczu. Ciemne spodnie podkreślające jego chude nogi. To niesprawiedliwe. Moje przy jego to jakieś balerony.
Pospiesznie odwróciłam wzrok, gdy sylwetka chłopaka obróciła się powoli w moją stronę.
- Frytki, panierowany kurczak i jakaś sałatka czy po prostu chińszczyzna?
- Hmm.. ciężki wybór.
- Masz do wyboru jeszcze zestaw numer trzy.
- Mianowicie?
- Mianowicie, mieszanka słodkości, gorąca i pikanterii – chłopak stanął przede mną wyraźnie górując wzrostem. Uniosłam nieznacznie głowę natrafiając na jego wzrok. Staliśmy tak kilka sekund, podczas których powietrze stało się przesycone napięciem, którego epicentrum znajdowało się między naszymi osobami oddalonymi od siebie zaledwie o kilka centymetrów. Przełknęłam ślinę w zdecydowanie zbyt słyszalny sposób, co Harry skwitował szybkim, ale bardzo wymownym gestem zwilżającym jego usta.
- Wezmę kurczaka – mruknęłam, po chwili odsuwając się i wymijając go, co chłopak skomentował półuśmiechem, który udało mi się dostrzec przechodząc obok niego. Niech cię diabli.


Harry

Podczas gdy Ade opierała swoją głowę o moje ramię, ja delikatnie bawiłem się palcami jej dłoni, którą pozwoliła mi chwycić chwilę temu, a teraz spokojnie spoczywała na moim udzie. Podczas ciszy, która między nami zapanowała, ale nie wydawała się być dla nas kłopotliwa, poczułem mocne wibracje w kieszeni spodni. Ktokolwiek to jest, zatłukę własnymi rękoma. Wyjąłem telefon z kieszeni i spojrzałem na wyświetlacz. Charlie. Siła wyższa.

- Słucham? – rzuciłem do słuchawki w niezbyt kulturalny sposób.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam, ale wcześniej nie mogłem się do ciebie dodzwonić, a pozostało kilka ważnych kwestii do omówienia i pewne informacje do przekazania.. - usłyszałem głos mężczyzny po drugiej stronie.
- Akurat teraz? – burknąłem w odpowiedzi, rejestrując, że brązowowłosa wróciła do pozycji siedzącej, jakby chciała mi dać znak, żebym kontynuował rozmowę i się nią nie przejmował.
- W zasadzie powinieneś zebrać dupsko i przyjechać do mnie do biura, a nie wyskakiwać na mnie z mordą, bo w zasadzie to robię ci przysługę, że do ciebie dzwonię, więc z łaski swojej mógłbyś nie stroić fochów tylko mnie kurwa wysłuchać? – wkurzył się.
- Byle szybko.
- Dla twojej wiadomości, chłopaki potrafili się zmobilizować i dowieźć mi podpisane papiery, czego ty nie raczyłeś zrobić..
Kurwa. Na śmierć zapomniałem o tej teczce.
- Przez co oczywiście wszystko się opóźnia. Dodatkowo miałeś mi dostarczyć dokument potwierdzający aktualne badania lekarskie. Zrobiłeś je chociaż?
- Zrobiłem kurwa, nie naskakuj tak na mnie. Nie jestem dzieckiem – odgryzłem się już porządnie zirytowany. Zarejestrowałem również, że dłoń Ade delikatnie wysuwa się z mojej. Bez powodzenia próbowałem ją zatrzymać.
- Nie? A tak właśnie się zachowujesz – skwitował przez co jeszcze bardziej mnie rozsierdził.
- Coś jeszcze? – fuknąłem kompletnie wytrącony z równowagi.
- Ze spraw papierkowych wszystko. Ale jest jeszcze jedna kwestia – uciął chyba czekając aż coś odpowiem, ale nie usłyszawszy z mojej strony żadnej odpowiedzi kontynuował – Ta dziewczyna.

Zmarszczyłem czoło szczerze skonsternowany, następnie przenosząc wzrok na Adriannę, która również na mnie patrzyła. Nie chciałem, aby tak odebrała moje spojrzenie. Nawet niczego takiego sobie nie pomyślałem, ale ona wstała powoli z kanapy jakby chciała zostawić mnie samego.

- Czekaj – rzuciłem do słuchawki, po czym skierowałem się w stronę dziewczyny – Ade, mogę wyjść na taras czy coś takiego?
Brązowowłosa kiwnęła głową i podeszła do wielkich przeszklonych drzwi, otwierając je przede mną.
- Zaraz wrócę – szepnąłem do niej i wyszedłem na ciemnobrązowe płytki w samych skarpetkach od razu czując wieczorne powietrze uderzające w moją twarz.
- Mów.
- Dobrze więc.. Mam nadzieję, że pamiętasz o pewnych sprawach, które nie mogą ujrzeć światła dziennego, a co dopiero dostać się do mediów? A każda kolejna osoba, która ma dostęp do tych informacji stanowi potencjalne zagrożenie.
- Zdaje sobie z tego sprawę – odpowiedziałem wkładając wolną dłoń do kieszeni - Mam wszystko pod kontrolą.
- Mam taką nadzieję. Jednak mimo wszystko chciałbym odbyć z nią rozmowę.. – powiedział i usłyszałem jakiś szelest po drugiej stronie słuchawki, jakby przewracał jakieś kartki szukając czegoś – ale to wszystko w swoim czasie, Harry.
- To wszystko? – mruknąłem zniecierpliwiony zanurzając dłoń we włosach i nieco je mierzwiąc.
- Nie – rozpierdole go.
- No to mów!
- Chwileczkę muszę znaleźć to w papierach.. Gdzieś to tu było.. Przecież to wkładałem.. Oo jest.. – rzucił zadowolony i odchrząknął – Jest mała zmiana planów..
- To znaczy? – jeśli miałem jeszcze jakieś resztki pokładów mojej cierpliwości to właśnie się skończyły.
- To znaczy, że wylatujecie dwa dni wcześniej.. I uprzedzając twoje pytania to dlatego, że macie kilka wywiadów więcej, a dodatkowo zaproszeni zostaliście do telewizji śniadaniowej, a ja to zaproszenie oczywiście przyjąłem także.. Hmm, co tu jeszcze miałem przekazać..

Milczałem, bo nie chciałem tego już przedłużać, bo nie chciało mi się z nim więcej kłócić oraz dlatego, że po prostu nic by to nie dało.

– Ahh takk.. Masz się przygotować na pytania odnośnie tej twojej nowej znajomości z tą dziewczyną, bo jutro i w zasadzie do końca waszego pobytu macie jeszcze parę wywiadów, także.. Nie chcę żadnych niespodzianek. Myślę, ze nie muszę ci tłumaczyć co mam na myśli?
- Nie musisz – mruknąłem po chwili ciszy, przymykając oczy ze zmęczenia i przecierając dłonią twarz.
Mam nadzieję, że nasza rozmowa dobiegała już końca, bo miałem jej serdecznie dość.
- Także.. Chyba wszystko ci już przekazałem, w razie czego będę..
- Pisał smsy – przerwałem mu nagle, znowu niezbyt kulturalnie, ale miałem już to wszystko gdzieś.
- Tak.. No dobrze – nie wydawał się być urażony moim wtargnięciem w jego przemowę, wręcz przeciwnie jego głos zdradzał dziwne zadowolenie – Tylko na nie odpisuj. No także..
- Na razie Charlie – rzuciłem do słuchawki i nie czekając na odpowiedź ze strony mężczyzny zakończyłem połączenie, po czym schowałem urządzenie.

Mimowolnie ponownie przymknąłem oczy i przejechałem dłońmi po twarzy, dając upust mojemu zirytowaniu i zmęczeniu. Postanowiłem odczekać parę minut przed powrotem do środka. Nie chciałem żeby moje zdenerwowanie przejęło nade mną kontrolę. Oparłem się o oparcie drewnianego krzesła stojącego obok, patrząc na słońce, które powoli kierowało się ku zachodowi i odetchnąłem głęboko chłodnym powietrzem.

Adrianna

Podkuliłam nogi na kanapie i oparłam głowę o jej oparcie. Przeniosłam powoli wzrok na drzwi prowadzące na taras. Nie wiem z kim Harry rozmawiał i nie wiem o czym, ale musiało go to nieźle wkurzyć. Patrzyłam na jego zgarbioną sylwetkę, która po chwili powoli się wyprostowała i odwróciła w moją stronę. Chłopak przekroczył próg i zamknął za sobą drzwi, a ja posłałam mu lekki, nieśmiały uśmiech.

- Przepraszam, że tak długo to trwało, ale niektórzy są nadgorliwi wypełniając swoje obowiązki – bąknął siadając obok mnie i całkowicie przenosząc na mnie swoją uwagę.
- Oj, to zrozumiałe. Przecież jesteś kim jesteś i robisz to co robisz – wzruszyłam ramionami uśmiechając się do chłopaka – Nie masz mnie za co przepraszać.
- Właśnie się dowiedziałem, że jutro mam znowu jakiś wywiad – westchnął – dodatkowo, przedłuży nam się pobyt w Ameryce..
- A to kiedy zaczynacie trasę?
- W tym wypadku to w zasadzie za tydzień mamy wylot – wyglądał jakby dopiero co sobie to uświadomił.
- Jeeeej, ale wam zazdroszczę – mruknęłam marudnie – Wy sobie gdzieś jeździcie, podróżujecie po świecie, a ja muszę się kisić w szkole z tymi wszystkimi ludźmi.
- Nawet nie wiesz ile bym dał, żeby zostać tutaj – usłyszałam jego niski głos i poczułam, że ponownie dzisiejszego dnia obejmuje mnie swoim silnym ramieniem.
- A na ile jedziecie?
- Prawdopodobnie dwanaście dni. Przynajmniej na dzień dzisiejszy.
- Prawie dwa tygodnie – odpowiedziałam unosząc lekko brwi w górę – Kupa czasu.
- No właśnie.. – poczułam, że chłopak poruszył się lekko i za chwilę zarejestrowałam jego palce delikatnie błądzące po moim ramieniu – Mam nadzieję, że przez ten czas nie znajdziesz sobie kogoś nowego, co?
– No nie wiem, nie wiem.
- Zdajesz sobie sprawę, że byłby martwy? – cholerny niski i zachrypnięty głos, którzy momentalnie przyprawił mnie o ciarki.
- Nie odwiedzałabym cię w więzieniu – rzuciłam powstrzymując uśmiech pojawiający się na mojej twarzy.
- Taka jesteś?
- Taka jestem – uniosłam kąciki ust nie mogąc się już powstrzymać.
- Przyjdziesz na nasz następny koncert tu w Londynie? Ostatni w zasadzie – usłyszałam po chwili ciszy jaka między nami zapanowała – Oczywiście wejście dla vipów i te sprawy..
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Już i tak ludzie gadają, a nie chce im dostarczać nowych powodów do plotek i jakiś dziwnych uwag pod moim adresem – mruknęłam.

W zasadzie to chętnie bym poszła, bo zobaczenie wszystkiego od tak zwanej kuchni, tych przygotowań i jak to wszystko działa byłoby ciekawym doświadczeniem. A bonus w postaci oglądania chłopaków z takiej perspektywy i w ogóle ponownego spotkania się z nimi był bardzo kuszący. Jakby chciała to mogłabym nawet przemycić Amy, która chyba by mnie na rękach nosiła.

- Jeśli jednak byś zmieniła zdanie wystarczy jedno słowo i wszystko załatwione. Zastanów się jeszcze.
- Okej, będę pamiętać – odpowiedziałam ponownie się uśmiechając – Masz ochotę na herbatę?
- W sumie mam – odpowiedział chłopak w efekcie czego, po chwili oboje podnieśliśmy się z kanapy i ruszyliśmy w stronę kuchni.
- Gdzie macie pierwszy koncert? – wróciłam do tematu sięgając po czajnik.
- Los Angeles. Piękne miejsce. Pamiętam jak przyjechaliśmy tam na pierwszy koncert. Coś niesamowitego. Wszystko było takie nowe, nieznane. Stresowaliśmy się jak cholera, ale po wyjściu na scenę i zobaczeniu tych wszystkich ludzi, cały stres i zdenerwowanie puściło. Mówię ci, nie zapomnę tego do końca życia. Jeden z najlepszych koncertów w naszej dotychczasowej karierze..
- Czy to nie tam przypadkiem jakaś dziewczyna rzuciła w ciebie stanikiem? – uniosłam brew włączając elektryczny czajnik, po czym przeniosłam wzrok na Styles'a, który patrzył na mnie w dziwny, dotąd nieznany mi sposób.
- Taaak, rzuciła.. – powiedział powoli, przechylając głowę w bok.
- Co się tak patrzysz? – mruknęłam marszcząc nieznacznie czoło.
- Czy ty aby nie jesteś zazdrosna? – na twarzy chłopaka wykwitł triumfujący uśmiech.
- Co? – odparłam szybko szczerze zdziwiona – Skąd ci to do głowy w ogóle przyszło?
- Mówiłaś, że nie jesteś jakąś wielką fanką, a takie rzeczy wiesz i w dodatku je wypominasz..  – zagadnął mierząc mnie wzrokiem z założonymi na torsie rękoma.
- Pragnę przypomnieć, że mam przyjaciółkę, która ma fioła na waszym punkcie i wie o was dosłownie wszystko. A zapamiętałam ten fruwający biustonosz tylko dlatego, że był wieśniacki i wyglądał jakby nosiła go jakaś pięćdziesięcioletnia kobieta – odparłam zdecydowanym głosem i teraz to ja uważnie patrzyłam na chłopaka, który zrobił zaledwie dwa kroki zmniejszając między nami odległość.

Poczułam jak moje ciało zostało popchnięte na stojącą na środku kuchni wysepkę, a moje plecy boleśnie wbijały się w krawędź ciemnego blatu. Nie zdążyłam nawet unieść wzroku, a usłyszałam jego niski, zachrypnięty głos tuż przy moim uchu.

- Jestem przekonany, że twój jest bardziej pociągający..

W odpowiedzi na dotyk Harry’ego moje ciało pokryło się gęsią skórką. Chłodne, długie palce jego lewej dłoni dotykały właśnie mojego cienkiego, czarnego ramiączka od biustonosza unosząc go nieco w górę. Mój oddech stał się momentalnie płytszy. Jakoś nie miałam odwagi unieść wzroku. Nie chciałam napotkać jego zielonych oczu, które z pewnością właśnie uporczywie wpatrywały się w moją twarz. Poczułam gorąco na policzku i dotyk wilgotnych warg chłopaka. Przymknęłam oczy. Dam sobie rękę uciąć, że przed chwilą gościł na nich jego język. Zawsze to robi. Nie był to pocałunek. Nie było to nawet delikatne muśnięcie. Poruszył głową delikatnie w górę, przez co jego usta przejechały nieznacznie po skórze mojego policzka. Do moich nozdrzy wyraźnie docierały jego perfumy, które tak lubiłam. Westchnęłam głośno, czego zaraz potem pożałowałam, ponieważ chłopak szczelniej przycisnął mnie do siebie, mocniej wypychając swoje biodra do moich. Harry chwycił jedną z moich dłoni, do tej pory luźno i bezwiednie zwisających wzdłuż mojego ciała. Uniósł ją powoli, splatając nieznacznie nasze palce. Po chwili jednak opuścił ją na swój twardy, umięśniony i wytatuowany tors, który był widoczny z pod nieco rozpiętej koszuli i kierując ją pod jej materiał. Był taki ciepły. Chwilę potem poczułam mocny uścisk jego dłoni na moim biodrze i ponowny ruch wargami na moim policzku, które sekundę później ponownie wypowiedziały słowa przyprawiające mnie o ciarki.

- Co powiesz na to, żebym to ocenił? 


____________________________________
Siemanko :) Przedstawiam kolejny rozdział, który jest nieco krótki, ale musiałam tak podzielić fabułę, mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe, hm? Podczas jego pisania dostałam nagłego olśnienia. Miał on wyglądać zupełnie inaczej, ale dostałam takiej weny, że o matko! Już mam kolejne dwa rozdziały ułożone w głowie, więc pojawią się na pewno szybciej. I może zdradzę, że sytuacja zacznie się nieco komplikować hihi :D Jak myślicie dlaczego? Czekam na wasze propozycje w komentarzach :D
Postanowiłam, że będę dodawać krótsze rozdziały, ale częściej. Co wy na to? Czekam na wasze opinie :)
Pewnie już zauważyliście (a może i nie), ale doszła nam nowa zakładka, w której możecie zobaczyć jak mniej więcej wyglądają nasi bohaterowie > O TUTAJ
Zachęcam do zadawania pytań bohaterom jak i również mojej skromnej osobie > TUUUTAJ
Dziękuję za tak piękną liczbę wyświetleń to wiele dla mnie znaczy.
Wielkie podziękowania za każdy zostawiony komentarz. Co jak co, ale to one najbardziej motywują :)
I proszę o jeszcze więęęęęęęcej, bo liczba wyświetleń ostatniego rozdziału jest piękna, a już komentarzy nie :(

Każdy kto czyta niech zostawi komentarz, żebym wiedziała ile was jest, co? Wystarczy jedno słowo :) 

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

PS. Jeśli ktoś chciałby polecić mojego bloga, nie mam nic przeciwko! :) Odwdzięczę się tym samym w kolejnym poście albo w planowanej zakładce ,,Polecane blogi'', którą mam zamiar utworzyć. 

piątek, 18 kwietnia 2014

Krótko i na temat!

Post króciutki, ale za to z jaką treścią!!! :)

Pierwsza sprawa to.. STUKNĘŁO NAM 10 000 WYŚWIETLEŃ !!! NIE DOCIERA TO DO MNIE :O Jesteście wspaniali i kocham was bardzooo bardzo ♥  I dziękuję równie mocno!! ♥ ♥

Druga sprawa to.. Pewna miła osóbka prosiła żeby zrobić coś na kształt przedstawienia bohaterów, a ja postanowiłam spełnić jej prośbę.
Już teraz możecie zobaczyć jak mniej więcej wyglądają nasi kochani bohaterowie.. oo tutaj -> WCHODŹTA WCHODŹTA :D (w ,,stronach'' po boku ekranu również znajdziecie :) ) Możecie również komentować :) 

Trzecia sprawa to.. Ponawiam zaproszenie do zadawania pytań bohaterom, którzy nie mogą się tego doczekać :D -> O TUTAAAJ

Czwarta sprawa to.. Rozdział już prawie skończony :D

Piąta sprawa to.. KOMENTUJCIE prosze Was! Nic nie dodaje takiej chęci do pisania jak komentarze, uwierzcie mi. A ich coraz mniej.. :( 

Szósta sprawa to.. kocham was ♥

DOZOBACZONKA JUŻ NIEDŁUGO :)

Wasza Ivy

sobota, 22 marca 2014

Rozdział 10

Adrianna

Zeszłam z ostatniego schodka w autobusie na nurzający się w jesiennych liściach chodnik, który wydawał się być jakby wielokolorowym dywanem. Wiatr dodatkowo rozdmuchiwał je na wszystkie strony, poburzając jednocześnie moje włosy, które nie przypominały już niczego dobrego. Mimo tej jesiennej aury, chłodnego powietrza i zimna, które zaczynało mi doskwierać, dobry humor mnie nie opuszczał, czego wyrazem był uśmiech widniejący na mojej twarzy. Machinalnie naciągnęłam na zmarznięte dłonie rękawy, czarnej bluzy, którą miałam na sobie. Pachniała nim. Miał naprawdę mocne perfumy.  Jego zapach pewnie już dawno przeszedł na moje ubrania, ale nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie.
Swoje kroki powoli kierowałam w stronę równolegle położonych uliczek, które znajdowały się jakieś pięć minut drogi od przystanku. Moja codzienna droga ze szkoły. Na samą myśl odechciało mi się jutrzejszego dnia. Sytuację pogarszał fakt, że jutro znajdę się na celowniku całej szkoły. Dosłownie calutkiej.
Westchnęłam zrezygnowana, z ulgą skręcając w jedną z uliczek, na której znajdował się mój dom. Po minięciu kilkunastu budynków przekroczyłam otwartą bramę swojego domostwa. Na podjeździe stał samochód taty, który wyminęłam. Chyba był na myjce. Ruszyłam w stronę drzwi wejściowych, po chwili je otwierając i przekraczając próg domu.
- Wróciłaaam! – rzuciłam podniesionym tonem jednocześnie głaszcząc po łbie Marley’a, który właśnie na mnie skoczył merdając ogonem.
 Po chwili zdjęłam buty, odkładając je gdzieś na bok i ruszyłam w stronę salonu, gdzie słyszałam grający telewizor. Z tego co moje uszy zdołały wychwycić leciały jakieś wiadomości. Stanęłam w progu patrząc na mojego tatę siedzącego na kanapie. W zasadzie to był w pozycji półleżącej, z okularami na nosie czytając książkę. Można go było zobaczyć w takiej sytuacji niezwykle często. Zwłaszcza w niedzielne wieczory. Przechyliłam nieco głowę odczytując tytuł opasłej księgi, którą trzymał w rękach. Prawo cywilne. Uśmiechnęłam się pod nosem. Znał to wszystko na pamięć i potrafił wyrecytować o każdej porze dnia i nocy, a mimo to nadal to czytał. Odbiłam się ramieniem od drewnianej framugi i skierowałam się w stronę mojego ojczulka, który na mój widok obniżył lekturę i spojrzał na mnie z nad okularów.
- Co tam córciu? – zagadnął, a jego usta rozciągnęły się w leniwym uśmiechu. Zawsze zadaje to samo pytanie. Zawsze.
- A nic – mruknęłam również obdarzając go uśmiechem, usadawiając jednocześnie swój tyłek gdzieś w okolicach jego stóp – Gdzie mama?
- Poszła wstawić pranie.
- A Luke?
- Gdzieś się szwenda. Jak to on – wzruszył ramionami nadal patrząc na mnie tym swoim ojcowskim wzrokiem – Nigdy nie mówi gdzie idzie, z kim, o której będzie.
- Jest w sumie dorosły – mruknęłam podciągając nogi na kanapę. Dobrze wiedziałam gdzie jest, z kim i co robi. Kiedyś odbije mu się to czkawką.
 - Dorosły czy nie, nadal jest naszym synem i nadal mieszka z nami pod jednym dachem, więc jakiś zasad musi przestrzegać – odpowiedział tym swoim spokojnym tonem. To były plusy jego profesji. Zawsze używał wyważonego, stonowanego tonu. Praktycznie nigdy nie podnosił głosu. Mama.. Mama robi to za ich dwoje. Tata to chodzący spokój.
- Mógłby przynajmniej poinformować, o której mniej więcej wróci, żeby matka się nie denerwowała – kontynuował mój tata.
- Przynajmniej mamy równowagę w rodzinie. Luke to ten zły, buntownik, a ja to ta dobra, ułożona córeczka, z którą nie ma problemów – zaśmiałam się, a on odpowiedział mi tym samym.
- Będziesz miała problemy, jak mama zobaczy to co masz na szyi – powiedział po chwili przechylając nieco głowę na bok.
Spojrzałam na niego z wyraźną konsternacją, marszcząc lekko czoło. Mimowolnie powiodłam dłonią w miejsce, gdzie widniała pamiątka po obecności Harry’ego.
- Tato, to nie jest..
- Ade, żeby była jasność. Ja tego nie pochwalam, ale myślę, że mama tego nie pochwala jeszcze bardziej – powiedział unosząc jedną brew – Przykryj to jakoś. Macie te swoje kosmetyki, jakieś mazidła.
- Okej.. Przepraszam i dziękuję – posłałam w jego stronę lekki uśmiech, klepiąc dłonią w jego kolano.
- Ehh córciu.. Bo my z matką młodzi nigdy nie byliśmy – zaśmiał się kręcąc nieznacznie głową. Nawet nie chce wiedzieć jakie wspomnienia właśnie przywołał. Matko.
- Ooo, Ade. Jesteś już – do naszych uszu dobiegł dźwięk głosu mamy, która właśnie weszła do salonu z kupką, równo ułożonych, ciemnych ubrań – Położyłam ci twoje na łóżku – powiedziała unosząc ową kupkę nieco w górę.
- Okej, dzięki – mruknęłam i posłałam jej uśmiech podnosząc się z mięciutkiej, wygodnej kanapy, kierując swoje kroki w stronę schodów – Idę do siebie.
- Nie siedź za długo. Przypominam, że jutro szkoła - przypomniała mi moja rodzicielka. Jakbym, kurde, nie wiedziała.

*

Poruszałam rytmicznie zieloną szczoteczką do zębów patrząc jednocześnie na swoje odbicie w łazienkowym lustrze. Patrzyłam i zastanawiałam się nad tym, czemu zawdzięczam to, że Harry zwrócił na mnie uwagę. Dla mnie było to niepojęte. Otacza się przecież wieloma pięknymi kobietami, modelkami, aktorkami i innymi gwiazdkami. Nie rozumiałam tego. Mam wady. Mam kompleksy. To nie jest tak, że uważam się za jakieś paskudztwo, ale moja samoocena również za wysoka nie jest. Muszę przyznać jednak, że przez wszystkie wydarzenia związane z Harrym i to w jakim punkcie teraz jesteśmy nieco ją podniosło. Odrobinę.
Do rzeczywistości przywołał mnie sygnał przychodzącej wiadomości, który wydobył się z mojego telefonu leżącego na szafce obok umywalki. Co tylko uświadomiło mi, że jutro czeka mnie śmierć z rąk Amy. Cholera.. Miałam do niej zadzwonić. Odblokowałam telefon jedną ręką i wyświetliłam wiadomość.

Od: Harry
Śpisz już? x

Moje wargi natychmiast rozciągnęły się w uśmiechu, co poskutkowało ubrudzeniem sobie koszulki pianą kapiącą ze szczotki, znajdującej się między moimi zębami.

Do: Harry
Tak x

Po odłożeniu telefonu, opłukałam buzię i przemyłam twarz jeszcze letnią wodą, następnie wytarłam mokrą skórę jasnym ręcznikiem wiszącym na haczyku tuż obok. Zmyłam pozostałości pasty z koszulki, na której i tak pewnie będzie widoczna plama. Ale ze mnie fleja.

Ruszyłam w stronę swojego pokoju, gasząc wcześniej światło w łazience i obracając telefon w dłoni. W momencie wchodzenia do pokoju poczułam wibracje w lewej ręce i ciche nuty mojego dzwonka, stłumionego przez mój szczelny uścisk. Spojrzałam na wyświetlacz i kolejny raz dzisiejszego dnia, mimowolnie delikatnie uniosłam kąciki ust w uśmiechu.
- Słucham?
- Czemu jeszcze nie śpisz? – usłyszałam niski, lekko zachrypnięty głos Harry’ego – Jest po dwudziestej trzeciej.
- Mogłabym cię spytać o to samo – zauważyłam jednocześnie odrzucając kołdrę i ładując się na łóżko.
- Ja nie muszę wstawać jutro rano do szkoły – odpowiedział i dam sobie rękę uciąć, że usłyszałam w jego głosie rozbawienie. To się nazywa współczucie. Zgiń.
- Oddałabym wszystko byleby nie iść tam jutro – mruknęłam wchodząc pod kołdrę i szczelnie się nią opatulając.
- Z mojego powodu? - usłyszałam w momencie mojego przekręcania się na bok.
Zamilkłam nie wiedząc co odpowiedzieć. Prawda jest taka, że w przeważającym stopniu było to spowodowane całą tą sytuacją. Bałam się jak ludzie na to zareagują. Bałam się ich spojrzeń, ich obgadywania. Bałam się bycia na ich celowniku.
- To z mojego powodu, prawda? – chłopak ponowił swoje pytanie, a ja wciąż uparcie milczałam.
- To nie jest do końca tak.. – mruknęłam w końcu po przedłużającej się i ciążącej nam już ciszy. Przyłapałam się na zupełnie nieświadomym skubaniu dolnego rogu poszewki na poduszkę. Cholera no, dlaczego to jest takie przytłaczające. – Ja się po prostu stresuję jutrzejszym dniem.
- Ade.. – powiedział to tak łagodnym tonem, tak spokojnym, że mało brakowało abym się rozpłynęła – Nie ma czym się stresować.
- Nie no w ogóle. Tylko jestem na zdjęciach, na których mnie obejmujesz. Nic takiego. Dziewczyny mnie najwyżej zabiją, ale co tam.. Nie ma się czym przejmować.. – zaśmiałam się nerwowo.
- W ewentualnym zagrożeniu twojego życia możesz przekupić je autografami ode mnie – chłopak odpowiedział wesoło.
- To chyba dobra oferta – stwierdziłam, po chwili tłumiąc ziewnięcie.
- Powiedziałbym, że wręcz najlepsza – Harry za wysokie ego Styles.
- Twoja skromność zawsze mi imponowała.
- Skromność to moje drugie imię.
Nie mogąc się powstrzymać zaśmiałam się kręcąc głową.
- Masz piękny śmiech – do mych uszu dobiegło to niskie, ochrypłe mruknięcie.
- I piękne sińce pod oczami, jak się nie wyśpię – odpowiedziałam czując, że mimo, iż dzieli nas aparat telefoniczny, zaczęłam się czerwienić. Weźcie te cholerne rumieńce no!
- Jeśli spowodowane byłby nieprzespaną nocą w moim towa..  – jego głos stał się taki pełny napięcia i.. pociągający? Matko.
- Twoje będą spowodowane moją pięścią – rzuciłam szybko do słuchawki, przerywając mu w połowie zdania, zanim stałabym się kompletnym burakiem. Ale mimo wszystko na mojej twarzy błądził leniwy uśmieszek. A z drugiej strony telefonu ponownie usłyszałam jego cichy śmiech.
- Z twoich rąk przyjmę wszystko – mruknął – Nawet najgorsze cierpienie..
- Harryy.. możesz się uspokoić? – rzuciłam próbując powstrzymać śmiech.
- Ale ja przecież nic nie robię – powiedział ze stoickim spokojem, chociaż dobrze wiem, że jego wargi rozciągały się właśnie w uśmiechu.
- Jesteś niemożliwy – odpowiedziałam kręcąc głową, co tylko poburzyło moje mokre włosy ułożone na poduszce, tak aby jutro przypominały coś w miarę znośnego.
- Uznam to jako komplement.
- Cokolwiek – rzuciłam dosyć sennie – Harry.. Z bólem serca, chyba muszę kończyć, bo już oczy mi się same zamykają.
- Okej.. Rozumiem – usłyszałam – W takim razie do usłyszenia i być może zobaczenia jutro.
- Dobranoc – mruknęłam uśmiechając się jak głupia do słuchawki.
- Dobrej nocy, Ade.


*

Minęłam dwa kamienne wysokie na dwa metry słupki przechodząc przez bramę prowadzącą do szkoły, do której uczęszczałam. Parking powoli zapełniał się samochodami zarówno uczniów, jak i nauczycieli, a młodzież kierowała swoje kroki w stronę wejścia do budynku. Gdy tylko znalazłam się w pobliżu drzwi wejściowych, gdzie zazwyczaj panował największy natłok ludzi, momentalnie poczułam, że jestem bacznie obserwowana przez co najmniej kilka osób. Zaczęło się. Witaj w piekle, Ade.

Minęłam grupkę dziewczyn ze starszej klasy, które jak jeden mąż powiodły za mną wzrokiem. Nawet nie siliły się na dyskrecję podczas niezbyt cichego zawołania: O, to ona! Z jednej strony miałam ochotę się odwrócić i powiedzieć im co nieco odnośnie ich żałosnej osoby, ale z drugiej strony wywołałabym tym samym większe zamieszanie, co było ostatnią rzeczą jaką bym w tym momencie chciała. Westchnęłam tylko lekko zauważając jednocześnie, że moje dłonie zaczynają się trochę pocić ze zdenerwowania. Gdzie jesteś Amy? Dlaczego akurat dzisiaj to ona się musi spóźniać, a nie ja? Przygryzłam dolną wargę tym samym próbując się uspokoić. Nie widziałam nikogo znajomego. Nikogo kto w tym momencie mógłby mi pomóc. Kroczyłam dalej, czując się gorzej niż jak przy marszu do tablicy, do zadania, do którego nawet nie rozumiałam polecenia. Przeniosłam wzrok na grupkę chłopaków stojących niedaleko, którzy jawnie mi się przyglądali. Boże, nawet oni? Wywróciłam oczami i przyspieszyłam kroku w stronę otwartych szeroko drzwi. Chce żeby ten dzień już się skończył, a on się nawet dobrze nie zaczął. Ratunku?

Przekroczyłam próg budynku, kierując swoje kroki w stronę głównego korytarza, gdzie znajdowały się szafki. Odnalazłam swoją pośród wielu granatowych, metalowych drzwiczek. Wpisałam kod i otworzyłam wnękę, następnie odłożyłam książki, które przytaszczyłam tutaj z domu. Lubiłam moją szafkę. Dzięki niej poznałam Amy. Uśmiechnęłam się sama do siebie, na wspomnienie naszego pierwszego spotkania i wyciągnęłam zeszyt oraz podręcznik od angielskiego, który był moją pierwszą lekcją dzisiaj. Zamknęłam szybko szafkę i ruszyłam w stronę schodów. Na korytarzach zaczęło pojawiać się coraz więcej osób i większość z nich bez żadnych skrupułów okazywała swoje nadzwyczajne zainteresowanie moją osobą. Westchnęłam głośno i pociągnęłam za klamkę do drzwi od sali lekcyjnej, do której natychmiast weszłam. Pusto. Przynajmniej tyle dobrego. Osunęłam się na krzesło przy mojej ławce, odkładając na nią książki.
Spokój nie był mi dany jednak na długo. Dosłownie sekundę później do mych uszu dobiegł głośny dzwonek, po którym do sali zaczęli schodzić się ludzie. Jedni witali mnie uśmiechem, inni patrzyli jak na jakiś obiekt nadprzyrodzony. Ogarnijcie się. Błagam. Nie proszę o dużo.

*

Wyszłam z sali jako jedna z pierwszych osób i szybko ruszyłam w stronę szafek, na głównym korytarzu. Wrzuciłam do niej książki, po czym odblokowałam telefon. Trzy nieodebrane połączenia i jedna wiadomość.

Od: Harry
Chciałem zadzwonić, ale nie wiem, o której masz przerwę. Wszystko w porządku? x

Uśmiechnęłam się po przeczytaniu wiadomości. Cieszyło mnie to, że Harry nie bagatelizował tego, że tak boje się tego wszystkiego. Tego, że stresuje się tym jak ludzie zareagują. On to wszystko miał pod kontrolą, był przyzwyczajony. Dla mnie to coś zupełnie nowego. Rozumiał to i byłam mu za to niezmiernie wdzięczna.

Do: Harry
Nie jest źle x

Od: Harry
Jak chcesz to po ciebie przyjade x

Do: Harry
Nie no, dam radę J

W momencie, gdy patrzyłam na komunikat o wysyłaniu wiadomości poczułam drzwi mojej szafki zostały gwałtownie przymknięte, a ja sama odwróciłam się w stronę szczerzącego się do mnie bruneta. Eric.
- Oszalałeś? – syknęłam na niego, ponieważ jednak trochę mnie przestraszył, a on wywrócił tylko oczami. Pajac.
- Przestraszyłaś się.. czyli coś ukrywasz, hę? – zapytał po chwili układając usta w ten swój uśmieszek, na który leciała przynajmniej połowa lasek ze szkoły.
- Najchętniej ukryłabym to, że się znamy – rzuciłam.
- Ałłćć.. Moje serce krwawi – skrzywił się chłopak i chwycił za pierś, po chwili śmiejąc się pod nosem.
- Nie ma żadnej, która by je opatrzyła? –uniosłam brew uśmiechając się i jednocześnie otwierając znowu szafkę.
- Moje sprawy sercowe zostawmy w spokoju – brunet oparł się uniesioną ręką o granatowe drzwiczki – Porozmawiajmy o tobie kochana. Słyszałem co nie co o twoich ostatnich wybrykach..
- To źle słyszałeś – przerwałam mu i zamknęłam drzwiczki, po uprzednim wyciągnięciu z szafki potrzebnych książek.
- Ade, przecież i tak wszyscy już wiedzą – powiedział, kiedy ruszył za mną w stronę wyjścia przed szkołę, następnie przepuszczając mnie w drzwiach.
Przekroczyliśmy próg szkoły, dzięki czemu mogłam zaciągnąć się świeżym powietrzem, co mnie trochę odprężyło.
- To prawda? Spotykasz się z tym całym Harrym? – usłyszałam z ust Erica, kiedy już zasiedliśmy na jednej z ławek na terenie szkoły.
- Ufam ci i wiem, że można powierzyć ci coś w tajemnicy, więc.. To jest skomplikowane – powiedziałam dosyć wolno, uważnie na niego patrząc.
- Ade, jeszcze nigdy nie wydałem żadnego twojego sekretu czy tajemnicy. Nawet tych powierzonych za dzieciaka.
- Wiem – powiedziałam uśmiechając się lekko. Cieszyło mnie to, że mam w nim oparcie, a tego potrzebowała dzisiaj jak nigdy.
- No to mów..
- Pamiętasz jak poszliśmy wtedy do Offshore? – zapytałam, a chłopak kiwnął głową na potwierdzenie – No to tam go spotkałam. Tańczyliśmy, potem trochę rozmawialiśmy i wymieniliśmy się numerami telefonu. Pisaliśmy ze sobą jakieś dwa tygodnie, często też do mnie dzwonił.. W końcu zaprosił mnie na imprezę urodzinową Nialla..
- Który to? Ten blondyn?
- Tak – kontynuowałam nie mając mu za złe tego, że mi przerwał – Wahałam się, ale w końcu zdecydowałam się pójść. No i tam właśnie zrobili nam zdjęcia. Nie wiem kiedy. Nie widziałam tego.
- Czyli nic więcej oprócz tego obejmowania się nie wydarzyło? – zapytał rzeczowo Eric przechylając jednocześnie głowę i przyglądając się mojej osobie.
- Noo.. – uśmiechnęłam się nieznacznie trochę skrępowana – No całowaliśmy się.. Ehm.. Odwiózł mnie do domu. Wczoraj zaprosił mnie do siebie no i.. też się całowaliśmy.. Zresztą to nie jest ważne..
- Jesteście ze sobą? – zapytał chłopak ni z gruchy, ni z pietruchy.
Spojrzałam na niego i odszukałam jego oczy. Zobaczyłam w nich coś co pozwoliło mi się całkowicie otworzyć, coś co napełniło mnie odwagą i stuprocentowym zaufaniem do chłopaka.
- Nie. Przynajmniej na razie. Powiedział mi wczoraj, że chciałby żeby tak było, ale ja nie jestem jeszcze.. nie wiem.. gotowa? Nie chce żeby to działo się tak szybko. Na razie trzymamy to wszystko w tajemnicy.. Poprosiłam go to to. Mam mówić, że znamy się niby od kilku lat..
- Ehh Ade.. Jak już celujesz, to w dziesiątkę – powiedział brunet, po czym moim oczom ukazał się jego uśmiech, na który mimowolnie odpowiedziałam tym samym – Fakt faktem.. Jesteś dzisiaj w centrum zainteresowania całej szkoły.
- Nie pocieszasz mnie – mruknęłam marudnie.
- Może pocieszy cię fakt, że chłopaki z drużyny zazdroszczą mi znajomości z tobą jeszcze bardziej niż wcześniej. Zresztą chyba to się tyczy całej męskiej części naszej szkoły..  – powiedział zsuwając swoje czarne okulary przeciwsłoneczne na nos.
- Co?
- A to, że już wcześniej byłaś, że tak powiem.. doceniana.. przez moich kolegów, a dzisiaj chyba jesteś najgorętszą dupą w szkole – poruszał brwiami i uśmiechnął się ponownie.
- Głupi jesteś – walnęłam go ręką w jego umięśnione ramię. Oczywiście nawet go to nie zabolało. Paker.
Dzwonek umieszczony na zewnątrz budynku dał o sobie znać, tym samym zmuszając przebywających na dworzu uczniów do podniesienia swoich zacnych pośladków i powleczenia się na kolejne lekcje. Spojrzałam na Erica, który właśnie bacznie obserwował przechodzące niedaleko dwie dziewczyny. Typowy facet. Wywróciłam oczami i spojrzałam na niego wyczekująco. Po odprowadzeniu ich wzrokiem do drzwi wejściowych podniósł się i ruszył ze mną w tą samą stronę.

*

Myślałam, że nie przeżyje dzisiejszego dnia. Chciałam jak najszybciej opuścić tą cholerną szkołę i nie patrzeć już na tych wszystkich wścibskich ludzi. Po powrocie do domu przekonałam się, że jestem w nim sama nie licząc mojego kochanego psa, z którym od razu wyszłam na spacer. Ku mojej rozpaczy, lodówka była pusta, a ja umierałam z głodu. Jedynym pocieszeniem okazały się krakersy, które znalazłam w jednej z szafek.
Mój humor nie należał do najlepszych. Byłam podenerwowana i męczyło mnie poczucie winy. Podczas telefonicznej rozmowy z Amy wydarłam się na nią. Oskarżyłam ją o to, że nie było jej dzisiaj w szkole. Wtedy kiedy najbardziej jej potrzebowałam. Jak się później okazało, wina leżała po mojej stronie. Amy kilkakrotnie przypominała mi o tym, że ma wizytę u lekarza, a ja naskoczyłam na nią jak na jakiegoś przestępcę.
Leżałam na kanapie w salonie z Marley’em w nogach oglądając jakiś bezsensowny i dosyć denny telewizyjny teleturniej, gdy usłyszałam sygnał przychodzącej wiadomości.

Od: Harry
No i jak dzień? x

Do: Harry
Jestem zła i głodna x

Od: Harry
Głodna? Na co masz ochotę?

Uniosłam brew czytając tą wiadomość. Na co mam ochotę? Zjadłabym konia z kopytami.

Do: Harry
Cokolwiek zjadliwego x

Odrzuciłam telefon obok mnie, po czym ułożyłam się wygodnie na kanapie. Bezcelowo przełączałam programy  telewizyjne nie mogąc znaleźć nic sensownego. Po kilku minutach postanowiłam obejrzeć powtórkę ostatniego odcinka jednego z ulubionych seriali mojej mamy, który siłą rzeczy zmuszeni byliśmy czasem oglądać. Wbrew mym oczekiwaniom czas mijał mi szybko, a ja niespodziewanie wkręciłam się w fabułę oglądanego serialu. Po upływie ponad pół godziny do mych uszu dobiegł dzwonek a Marley zerwał się z kanapy i popędził w stronę drzwi wejściowych do mojego domu. Dosyć niechętnie wygramoliłam się spod ciepłego, pluszowego koca i ruszyłam zobaczyć kogo przywiało. Jak to Luke to łeb mu rozwale. Gdzie ma klucze debil? Przekręciłam metalowy zamek i otworzyłam drewnianą powłokę, ale to co za nią zobaczyłam kompletnie mnie zaskoczyło. 

--------------------------
BARDZO, BARDZO, BARDZO DZIĘKUJĘ ZA PONAD 9 TYSIĘCY WEJŚĆ NA MOJEGO BLOGA! NAWET NIE WIECIE JAKIE TO PRZYJEMNE UCZUCIE ♥ ♥
OGROMNIE DZIĘKUJĘ ZA KAŻDY POZOSTAWIONY KOMENTARZ! JESTEŚCIE KOCHANI ♥

Udostępniam wam nowego aska dla bohaterów -> ASK
Pytajcie o co tylko chcecie :)

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Wasza Ivy